poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 5.

- Cholera, Chris, wystraszyłeś mnie - syknęłam w jego stronę i prędko zatrzasnęłam za nim drzwi.
- Przepraszam - uniósł dłonie w geście obronnym i usiadł na rogu łóżka. - I jak rozmowa?
Zamknęłam krzyż i przysiadłam się do niego, opierając głowę o jego ramię. Był tak kurewsko kochany, lepszego brata wymarzyć sobie nie mogłam. Naprawdę. Westchnęłam głośno i zamknęłam oczy.
- Nie było tak źle jak myślałam - powiedziałam po chwili. - Będę chodzić z tobą do szkoły - dodałam.
- No nieźle - roześmiał się. - Jeszcze ciebie tam potrzeba - dodał już bardziej poważnie.
- Dzięki - wywróciłam oczami, a potem uśmiechnęłam się do niego. 
- Przynajmniej będę mógł pilnować tego, abyś chodziła na lekcje - rzucił, wstając z materaca.
- Żartujesz? - prychnęłam. - To raczej ja ciebie będę pilnować!
- A idź do diabła, ty mała bestio! - mruknął Chris, wychodząc z pokoju.
- Już u niego jestem! - zawołałam za nim i rzuciłam się na puchate poduszki, w końcu mogąc oddać się temu, co miałam na szyi.

***

Tak mocno zacisnęłam dłonie na materiale skórzanej kurtki, że aż zbielały mi kostki. Ledwo mogłam oddychać, a co dopiero skupić się na otaczającym mnie świecie, więc już pierwszego dnia prawie umarłam. Na szczęście w porę samochód, który przejeżdżał przez parking zatrąbił na mnie i zdążyłam uskoczyć w bok. A może na nieszczęście? Cholera wie. Christophera nie było w szkole, bo razem z klasą jechali na wykłady z matematyki. Ha, ha, ha, Chris i nauki ścisłe, bardzo śmieszne. Pojechał tam tylko dlatego, żeby na cały dzień mieć spokój od ojca i ode mnie. Eric, tak jak poinformował mnie smsem, miał pojawić się dopiero po dziesiątej, a ojciec wszystko zdołał załatwić przez telefon, więc jego też ze mną nie było. zatem byłam kompletnie sama. Pocieszające, prawda? Cholernie.
Takim więc sposobem bezszelestnie poruszałam się po wielkim i, muszę przyznać, dosyć przerażającym korytarzu mojej nowej szkoły, kierując się w stronę gabinetu, gdzie miałam mieć pierwszą lekcję. Starałam się nie rzucać w oczy, żeby tylko nie musieć rozmawiać z ludźmi, bo ich nienawidziłam. Za dużo krzywd wyrządzonych w przeszłości, żebym teraz mogła normalnie ich traktować. Ze słuchawkami w uszach i muzyką z nich płynącą szło mi się o wiele lepiej i powoli stres ze mnie schodził. Byłam tylko ja i rockowa ballada w tle.
Pierwsza i druga lekcja minęły mi zaskakująco szybko. Może to ze względu na to, że materiał na nich omawiany był już przerobiony w mojej szkole dawno temu. Dzięki temu też przestałam się już dziwić, że z Christophera jest taki kretyn w niektórych sprawach, skoro to, co ja robiłam już dawno temu, oni dopiero teraz o tym mówili. 
Po dwóch kolejnych godzinach nie mogłam dalej usiedzieć w miejscu i jedynym wyjściem, jakie widziałam, było pójście do damskiej toalety i użycie prezentu od Erica, którego, swoją drogą, nadal nigdzie nie widziałam. Tak więc na jednej z tych dłuższych przerw błąkałam się po szkole w poszukiwaniu mojego celu. Mijałam grupy ludzi, których śmiało mogłabym o to spytać, jednak z moją pewnością siebie nie było zbyt dobrze i musiałam radzić sobie sama. Zwiedziłam całą szkołę chyba z pięć razy zanim trafiłam do celu. Zajęło mi to chyba z piętnaście minut i wiedziałam już, że powrót do klasy zajmie mi tyle samo, więc nawet nie fatygowałam się, żeby wrócić na lekcje. Spokojnie weszłam do pomieszczenia, rzuciłam torbę w róg i nareszcie odetchnęłam z ulgą. Sięgnęłam dłonią po krzyż i już miałam go otwierać, gdy nagle drzwi do jednej z kabin otworzyły się, a ze środka wyszedł chłopak. Chyba byłam w zbyt dużym szoku, żeby pamiętać każdy szczegół, ale facet był na tyle charakterystyczny, że zdołałam zapamiętać odcień jego oczu. Ciemne, idealnie zlewające się ze źrenicą, niczym gorąca czekolada. Wystarczyło kilka sekund, żeby wytrącić mnie z jakiejkolwiek równowagi, a raczej jej braku, bo wtedy byłam równie stabilna co Will Graham i zawrócić mi w głowie. Mieliście kiedyś tak, że przez cały dzień potrafiliście myśleć tylko o tej jednej osobie, której nawet nie znacie i widzieliście tylko raz? Zastanawialiście się, co właśnie robi, podczas gdy wy, na przykład, zmywaliście naczynia albo wciągaliście kokainę? Czy zachodziliście w głowę o to, czy ona też o was tak myśli, czy tylko wy jesteście na tyle szaleni, żeby fantazjować o obcym człowieku?
Ja cały dzień tak miałam.
I nawet myśl o tym, że mam Erica, nie mogła mnie uspokoić, bo w jakiś dziwny i pokręcony sposób ciągle przywracałam wspomnienie o jego bladym uśmiechu, w chwili, gdy mnie zobaczył. To był jeden z tych momentów, w którym dziękowałam, że znalazłam się w tym miejscu, gdzie byłam. I nie chodzi mi o szkołę, ale o określone miejsce w określonym czasie, w którym dane było mi to zobaczyć.
Zaraz po nim z kabiny wyszła rudowłosa dziewczyna o nogach, które sięgały nieba i jeszcze wyżej, i o zaciętym wyrazie twarzy. Swoim spojrzeniem doskonale dała mi do zrozumienia, co przed chwilą się wydarzyło, a mnie mimowolnie zemdliło. Kiedy wyszli, nie mogłam się już kompletnie skupić na tym, co miałam zrobić, więc zarzuciłam torbę na ramię i chowając krzyż pod karmelowy sweter, również wyszłam. Dosłownie wpadłam na Erica, co mi w jakiś sposób poprawiło humor. Jego widok zawsze sprawiał, że się uśmiechałam.
- Dlaczego nie ma cię na lekcji? - rzucił, unosząc brwi.
- Nie zamieniaj się w Christophera - wywróciłam oczami.
- Więcej nie będę, skarbie - pocałował mnie w czoło i objął ramieniem.
- Kim była ta parka, ta, która wyszła przede mną? Ta ruda i ten brunet?
Eric zamyślił się na chwilę, zaciskając wargi i odpowiedział, trzymając mocno moją szczupłą i zmarzniętą dłoń:
- Ta ruda to Morrigam Summar. Jej ojciec jest dyrektorem tej szkoły, więc można powiedzieć, że ona też rządzi tym miejscem, a ten koleś to Fate Parker, jej chłopak…
- I tak nie zapamiętam - machnęłam lekceważąco dłonią, delikatnie uśmiechając się do Erica.
- Co teraz masz? - zapytał mój chłopak.
- Hmm… zajęcia artystyczne - wskazałam palcem na napis na wygniecionym kawałku papieru.
- W takim razie odprowadzę cię pod klasę - pan Glemson pociągnął mnie za rękę, prowadząc schodami w górę.
- Obiecałeś mi coś, prawda? - rzuciłam z wyrzutem.
- Mam być szczery to… - zagryzł wargę i wydusił z siebie szeptem. - Christopherowi obiecałem to o wiele szybciej.
- Jesteś okropny! - roześmiałam się, uderzając go z miłością w ramię, ale posłusznie dałam mu się poprowadzić prosto pod klasę, gdzie czekała mnie ostatnia lekcja.

~ sookehh

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz