Eric z
Christopherem przywieźli mnie pod dom i pomogli wpakować te
kartonowe pudła. Niestety nie byli tak mili nie zanieśli ich na
drugie piętro naszej kamienicy.
Położyłam się na łóżko. Przytachanie tych kartonów zabrało mi z dziesięć minut, biorąc pod uwagę niezbyt wygodne warunki do wnoszenia ich. Odetchnęłam głęboko. Spodziewałam się, że ojciec zareaguje trochę gorzej. Może dopiero wszystko przede mną.
Była dwunasta godzina. Nie chciałam czekać bezczynnie na ojca, więc spróbowałam ugotować jako taki obiad. Nie wiem czy coś z tego wyszło, ale spaghetti nie prezentowało się najgorzej. Umyłam ręce, wytarłam je w ręcznik, który leżał niedaleko zlewu i spojrzałam na zegarek. Wskazówki jak na złość wskazywały dwunastą czterdzieści pięć. Nie wiedziałam co dalej robić. Postanowiłam położyć się spać. Powiedzmy, że to miało być jakieś czynne zajęcie.
Obudziło mnie dopiero pukanie do drzwi frontowych. Zwlekłam się z łóżka i weszłam do holu. Zajrzałam przez judasza i ujrzałam za drzwiami Erica. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Otworzyłam drzwi i wpuściłam go do środka uprzednio całując go w policzek.
- A ty dlaczego nie w szkole, co? - objęłam go ramieniem i zatrzasnęłam za nami drzwi.
- Czy ty wiesz, która jest godzina? - potrząsnęłam przecząco głową. - W pół do piątej. Jeżeli się nie mylę to za pół godziny wraca twój ojciec i będziesz miała pogawędkę, mylę się?
Oparłam głowę o jego pierś i westchnęłam głośno. W głębi duszy wydzierałam się i chciałam powiedzieć ojcu co naprawdę myślę o jego sposobie wychowania. Po śmierci matki było tylko gorzej.
- Mała - Eric przerwał moje rozmyślania. - Będę się zbierać. Napisz później co i jak.
Ucałował mnie w czoło i po prostu wyszedł. Odgrzałam obiad i usiadłam na sofie w oczekiwaniu na ojca. Nie wiem czego mogłam się po nim spodziewać. Mógł zrobić wszystko. Dosłownie. Siedziałam jak na szpilkach i wpatrywałam się we wskazówki zegara, które nieubłaganie zbliżały się do godziny piątej. Godziny mojej śmierci. Zaśmiałam się w duchu. Ojciec uparcie twierdził, że jestem taka jak moja matka. Jasne, ojciec. Gdyby on był moim ojcem to było dobrze. Może. Ale jest tylko moim ojczymem. A Christopher to tylko mój przyrodni brat. Niestety. Dogadujemy się najlepiej na świecie. Phi, jak to brzmi. Po prostu jesteśmy bratnimi duszami, które porozumiewają się bez słów.
Usłyszałam szczęk przekręcanego klucza w drzwiach. Serce zaczęło mi mocniej bić, a ręce
Położyłam się na łóżko. Przytachanie tych kartonów zabrało mi z dziesięć minut, biorąc pod uwagę niezbyt wygodne warunki do wnoszenia ich. Odetchnęłam głęboko. Spodziewałam się, że ojciec zareaguje trochę gorzej. Może dopiero wszystko przede mną.
Była dwunasta godzina. Nie chciałam czekać bezczynnie na ojca, więc spróbowałam ugotować jako taki obiad. Nie wiem czy coś z tego wyszło, ale spaghetti nie prezentowało się najgorzej. Umyłam ręce, wytarłam je w ręcznik, który leżał niedaleko zlewu i spojrzałam na zegarek. Wskazówki jak na złość wskazywały dwunastą czterdzieści pięć. Nie wiedziałam co dalej robić. Postanowiłam położyć się spać. Powiedzmy, że to miało być jakieś czynne zajęcie.
Obudziło mnie dopiero pukanie do drzwi frontowych. Zwlekłam się z łóżka i weszłam do holu. Zajrzałam przez judasza i ujrzałam za drzwiami Erica. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Otworzyłam drzwi i wpuściłam go do środka uprzednio całując go w policzek.
- A ty dlaczego nie w szkole, co? - objęłam go ramieniem i zatrzasnęłam za nami drzwi.
- Czy ty wiesz, która jest godzina? - potrząsnęłam przecząco głową. - W pół do piątej. Jeżeli się nie mylę to za pół godziny wraca twój ojciec i będziesz miała pogawędkę, mylę się?
Oparłam głowę o jego pierś i westchnęłam głośno. W głębi duszy wydzierałam się i chciałam powiedzieć ojcu co naprawdę myślę o jego sposobie wychowania. Po śmierci matki było tylko gorzej.
- Mała - Eric przerwał moje rozmyślania. - Będę się zbierać. Napisz później co i jak.
Ucałował mnie w czoło i po prostu wyszedł. Odgrzałam obiad i usiadłam na sofie w oczekiwaniu na ojca. Nie wiem czego mogłam się po nim spodziewać. Mógł zrobić wszystko. Dosłownie. Siedziałam jak na szpilkach i wpatrywałam się we wskazówki zegara, które nieubłaganie zbliżały się do godziny piątej. Godziny mojej śmierci. Zaśmiałam się w duchu. Ojciec uparcie twierdził, że jestem taka jak moja matka. Jasne, ojciec. Gdyby on był moim ojcem to było dobrze. Może. Ale jest tylko moim ojczymem. A Christopher to tylko mój przyrodni brat. Niestety. Dogadujemy się najlepiej na świecie. Phi, jak to brzmi. Po prostu jesteśmy bratnimi duszami, które porozumiewają się bez słów.
Usłyszałam szczęk przekręcanego klucza w drzwiach. Serce zaczęło mi mocniej bić, a ręce
się
pociły. Przełknęłam ślinę i wstałam z sofy.
- Cześć, maleńka - ojciec krzyknął z korytarza, a ja nakładałam obiad na talerze.
Postawiłam je w kuchni na stole i rozłożyłam sztućce.
- Hej - starałam się opanować drżenie głosu i chyba mi nawet to wyszło. - Nadal jesteś na mnie zły?
- Powiedzmy, że po części mi przeszło - uśmiechnęłam się nieznacznie. - Podkreślam, po części.
Usiadłam przy stole i dziabałam widelcem po talerzu. Przeszła mi ochota na jedzenie, za to ojciec jadł aż mu się uszy trzęsły. Przynajmniej to mnie dzisiaj ucieszyło.
- W sumie teraz nie masz za wielkiego wyboru szkół - westchnął i odłożył sztućce na pusty już talerz. - Tam gdzie uczy się Chris albo w mieście obok, bo do prywatnej placówki nie mam zamiaru cię wysłać. Znowu.
- Przepraszam - spuściłam głowę i zaczęłam bawić się palcami. - Nie miałam takiego zamiaru, tato. Po prostu to nie było dla mnie. Nie jestem mamą. I myślę, że chodzenie do szkoły z Christopherem będzie dobre - nie musiałam wspominać ojcu o tym, że tam chodzi również Eric. Jeszcze nie.
- Dobrze, jutro załatwimy wszystkie papiery i mam nadzieję, że to się nie powtórzy, mała.
- Nie mam takiego zamiaru i dziękuję.
Wstałam i pocałowałam ojca w policzek. Posprzątałam po obiedzie i już miałam iść do pokoju, gdy przypomniałam sobie o jednej rzeczy:
- Tato, a gdzie Chris? - poszłam do pokoju nie czekając na odpowiedź. Słyszałam tylko siarczyste przekleństwa.
Napisałam smsa do Erica, że będę chodzić z nim do szkoły. Nie dostałam odpowiedzi przez najbliższe dziesięć minut. Wkurzyłam się lekko i rzuciłam poduszką na drugi koniec pokoju. Fajnie mnie traktuje, nie ma co. Odetchnęłam głęboko i chwyciłam krzyż w obie dłonie. Odpięłam zapięcie i ostrożnie ściągnęłam go z szyi. Przyglądałam się prezentowi od mojego chłopaka. Wiedziałam, że kiedyś ćpał, ale myślałam, że już przestał. Jednak chyba się myliłam. Próbowałam go jakoś otworzyć, ale nie wiedziałam jak to zrobić. Postanowiłam coś powciskać czy pokręcić. W końcu udało mi się to cholerstwo jakoś otworzyć. Została tam jeszcze resztka białej damy. Przyłożyłam łyżeczkę, która wystawała z górnej części krzyża do nosa i już miałam się zaciągnąć, gdy usłyszałam pytanie:
- Destiny, co ty robisz?
- Cześć, maleńka - ojciec krzyknął z korytarza, a ja nakładałam obiad na talerze.
Postawiłam je w kuchni na stole i rozłożyłam sztućce.
- Hej - starałam się opanować drżenie głosu i chyba mi nawet to wyszło. - Nadal jesteś na mnie zły?
- Powiedzmy, że po części mi przeszło - uśmiechnęłam się nieznacznie. - Podkreślam, po części.
Usiadłam przy stole i dziabałam widelcem po talerzu. Przeszła mi ochota na jedzenie, za to ojciec jadł aż mu się uszy trzęsły. Przynajmniej to mnie dzisiaj ucieszyło.
- W sumie teraz nie masz za wielkiego wyboru szkół - westchnął i odłożył sztućce na pusty już talerz. - Tam gdzie uczy się Chris albo w mieście obok, bo do prywatnej placówki nie mam zamiaru cię wysłać. Znowu.
- Przepraszam - spuściłam głowę i zaczęłam bawić się palcami. - Nie miałam takiego zamiaru, tato. Po prostu to nie było dla mnie. Nie jestem mamą. I myślę, że chodzenie do szkoły z Christopherem będzie dobre - nie musiałam wspominać ojcu o tym, że tam chodzi również Eric. Jeszcze nie.
- Dobrze, jutro załatwimy wszystkie papiery i mam nadzieję, że to się nie powtórzy, mała.
- Nie mam takiego zamiaru i dziękuję.
Wstałam i pocałowałam ojca w policzek. Posprzątałam po obiedzie i już miałam iść do pokoju, gdy przypomniałam sobie o jednej rzeczy:
- Tato, a gdzie Chris? - poszłam do pokoju nie czekając na odpowiedź. Słyszałam tylko siarczyste przekleństwa.
Napisałam smsa do Erica, że będę chodzić z nim do szkoły. Nie dostałam odpowiedzi przez najbliższe dziesięć minut. Wkurzyłam się lekko i rzuciłam poduszką na drugi koniec pokoju. Fajnie mnie traktuje, nie ma co. Odetchnęłam głęboko i chwyciłam krzyż w obie dłonie. Odpięłam zapięcie i ostrożnie ściągnęłam go z szyi. Przyglądałam się prezentowi od mojego chłopaka. Wiedziałam, że kiedyś ćpał, ale myślałam, że już przestał. Jednak chyba się myliłam. Próbowałam go jakoś otworzyć, ale nie wiedziałam jak to zrobić. Postanowiłam coś powciskać czy pokręcić. W końcu udało mi się to cholerstwo jakoś otworzyć. Została tam jeszcze resztka białej damy. Przyłożyłam łyżeczkę, która wystawała z górnej części krzyża do nosa i już miałam się zaciągnąć, gdy usłyszałam pytanie:
- Destiny, co ty robisz?
~ colorshady
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz