Wyciągnęłam fajkę z kurtki i odpaliłam ją. Zaczęłam machać nogami, żeby zabić czas, a z ust wypuszczałam idealne kółka. Po jakiś dziesięciu minutach przyjechał Chris.
- Dłużej to już nie można było? - warknęłam kiedy otworzył drzwi.
- Mała uspokój się.
- Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj - zagroziłam mu i otworzyłam drzwi koło kierowcy.
Ku mojemu zaskoczeniu siedział tam Eric.
- Cześć Destiny.
Wyszedł z samochodu, a ja mruknęłam coś na przywitanie. Uśmiechnął się ukazując biel swoich zębów i pochylił się w moją stronę. Spojrzałam w jego szare oczy i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Możesz mi do cholery jasnej wytłumaczyć jakim to cudem wyleciałaś ze szkoły?
Usłyszałam głos Christophera, ale nie miałam pojęcia, kiedy do nas podszedł.
- Możesz nam nie przeszkadzać? - warkną Eric, a ja się odsunęłam.
- To moja siostra.
- A moja dziewczyna.
Stanęłam jak wryta. Przecież nie jestem jego dziewczyną. Ale chciałabyś, podpowiedział mój głosik w głowie. Nie zaprzeczę, pomyślałam.
- Od kiedy jesteście razem? - Chris był widocznie tak samo zdziwiony jak ja.
- Od teraz.
Podszedł do mnie z ustami rozciągniętymi w wielkim uśmiechu. Pogłaskał mnie czule po policzku i powoli zbliżył swoje usta do moich. Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia, ale nie ruszyłam się z miejsca. Puścił do mnie oczko i połączył nasze wargi w delikatnym aczkolwiek stanowczym pocałunku. Kiedy zakończył pocałunek po jakimś czasie szepnął mi na ucho:
- Kocham cię.
Dobra to było dziwne, on mnie kochał. Eric mnie kochał. Tego to się naprawdę nie spodziewałam. Przecież my się tylko przyjaźniliśmy. Nic więcej. Jak widać on coś do mnie czuł albo po prostu chciał pokazać mojemu bratu jaki to jest lepszy od niego czy coś. Ja tego naprawdę nie rozumiem.
Przestałam w końcu o tym wszystkim myśleć i spojrzałam na Erica. Uśmiechnął się do mnie i założył mi kosmyk włosów za ucho.
- Mam coś dla ciebie Destiny - mówiąc to wyciągnął na wierzch naszyjnik, który miał schowany za bluzką.
- Przestaniecie się wreszcie migdalić? To jest obrzydliwe - burknął Chris i złapał mnie za rękę. - Musimy jechać do ojca i przekazać mu tą radosną nowinę. A mianowicie, że wywalili cię z liceum. Na pewno się ucieszy - powiedział sarkastycznie i pociągnął mnie w swoja stronę.
- Niech ona sama zdecyduje co chce zrobić, bo może woli spędzić czas ze swoim chłopakiem.
No i zaczną się kłócić, no po prostu zajebiście. Jeszcze tego brakowało, prawda? Dwaj najlepsi przyjaciele i zarazem dwie najważniejsze osoby w moim życiu będą się kłócić. I przez kogo? Przeze mnie. Widzisz do czego doprowadzasz? Przez ciebie wszystko się zepsuje. Zamknij się, powiedziałam do swojego drugiego ja. Odetchnęłam głęboko i złapałam ich za ręce. Momentalnie spojrzeli na mnie nic niewiedzącym wzrokiem.
- Możecie się z łaski swojej zamknąć? - przytaknęli równocześnie. - Dziękuję, a jeżeli nie to nogi z dupy powyrywam i tyle z tego będzie - zaśmialiśmy się wszyscy. - Pora jechać do ojca, prawda?
- Oczywiście - odpowiedział Christopher i mocniej ścisnął moją dłoń. - Poradzisz sobie mała.
- Zabiję cię. Jak Boga kocham cie zabiję - powiedziałam przez zęby. - A teraz może zawieziesz mnie łaskawie do ojca?
- To może poprosisz?
- Och, rzeczywiście. Spierdalaj braciszku - odsunęłam się od nich i poszłam do samochodu.
Otworzyłam drzwi i usiadłam z tyłu, żeby zrobić miejsce z przodu dla Erica. Po raz pierwszy w życiu jesteś miła, co? Och, wal się. Mam cię dość. Nie ma to jak gadać do siebie. Co się ze mną dzieje? Ku mojemu zaskoczeniu Eric usiadł koło mnie. Złapał mnie za rękę i położyła na niej naszyjnik, który chyba miał mi wcześniej dać. Był to krzyż, dosyć spory. Ledwo mieścił mi się w dłoni. No i był trochę ciężki.
- To dla ciebie. Noś go zawsze - mówiąc to odgarnął mi włosy z ramion, a następnie zawiesił mi naszyjnik, który swobodnie opadł na mój dekolt.
Pocałowałam go w policzek i uśmiechnęłam się do niego.
- Dziękuję - wtuliłam się w niego mocno. - Obiecuję, że zawsze go będę nosić. Zawsze.
- Dobra kochanieńcy - usłyszałam Chrisa zza drzwi. - Jedziemy w końcu do ojca.
Otworzył drzwi i usiadł nawet na nas nie spoglądając. Odpalił silnik i z piskiem opon ruszyliśmy spod mojej szkoły. No cóż, raczej spod mojej byłej szkoły. Ojciec się nieźle wkurwi. Oj tak.
Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy. Chciałam jakoś ochłonąć zanim się z nim zobaczę. Miałam nadzieję, że Christopher mnie jakos wesprze, ale chyba nie miałam na co liczyć z jego strony.
Straciłam poczucie czasu i dopiero kiedy zahamował, zdałam sobie sprawę, że jesteśmy już na miejscu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam rozpromnienioną twarz Erica.
- Wiesz, że w ogóle nie pomagasz? - burknęłam.
- Oj mała już przestań. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz - pocałował mnie w policzek i otworzył przede mną drzwi.
Niechętnie wyszłam z samochodu. Uniosłam głowę, a moim oczom ukazał się widok ceglanego budynku nieumyślnie pomalowanego na biało i granatowo. Wytarłam spocone ręce i spodnie i się wyprostowałam.
- Destiny - odwróciłam się w stronę, z której dochodził głos Chrisa. - Powodzenia.
Uśmiechnęłam się sztucznie i ruszyłam w stronę drewnianych drzwi prowadzących do piekła.
~ colorshandy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz