Ten dzień naprawdę nie rozpoczynał się dobrze.
Zanurzyłam twarz w dłoniach i wzięłam głęboki wdech, aby zmotywować się do działania. Spojrzałam ukradkiem na czasomierz i przekonałam się o tym, że jeśli zostanę na tej brudnej, zimnej podłodze jeszcze parę chwil, to w ogóle nie zdążę do szkoły. Tak więc niezdarnie podniosłam się i rzuciłam błękitną kołdrę, która spadła razem ze mną, na materac i niezdarnym krokiem ruszyłam w kierunku łazienki.
Kiedy wysunęłam nos na korytarz, zobaczyłam, jak drzwi do sąsiedniego pokoju się otwierają.
Oho, zaraz zacznie się walka na śmierć i życie.
Wzięłam głęboki oddech i rzuciłam się biegiem w kierunku łazienki. Ciężko dysząc, czułam, jak postać za mną zbliża się coraz bardziej, więc starałam się przyspieszyć. Cała droga była niczym niekończąca się trasa, a ja nie byłam najlepszą biegaczką, no ale próbowałam. To się liczy, prawda?
Dorwałam się do pozłacanej klamki, która była przymocowana do drewnianych drzwi i krzyknęłam radosnym głosem:
- Tak! Nareszcie JA wygrałam!
W odpowiedzi usłyszałam głośny śmiech i odwróciłam się w stronę, z której dochodził.
Mój brat. Christopher.
Znaczy się, nie do końca mój brat. Mój przyszywany brat.
Nie mamy ze sobą nic wspólnego, znamy się dopiero od paru lat, ale kiedy nasi rodzice się spotkali, od razu się polubiliśmy i cieszyliśmy się ogromnie, gdy mój obecny ojciec oświadczył się mojej matce.
To wszystko może brzmieć jak bajka.
Matka, ojciec, kochające się rodzeństwo.
Ale nie, wcale tak nie jest.
Moja rodzicielka zmarła parę lat temu i jeśli mam być szczera, to myślałam, że razem z nią skończy się też moje życie. Jednak ojciec okazał serce i obiecał, że zaopiekuje się mną.
Chociaż łatwo nie było, jakoś sobie radziliśmy.
- Phi - mruknął Chris, udając obrażonego.
- Jedni wygrywają, drudzy przegrywają - odparłam sarkastycznie.
- Pieprz się, siostra!
- Chciałbyś - puściłam mu oczko, a potem bezczelnie zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
Tak właśnie wyglądał każdy poranek w moim domu. I jeśli mam być szczera, to nie zamieniłabym tego na nic innego.
Spojrzałam w lustro, biorąc głęboki oddech.
Może wyglądam jak aniołek - długie blond włosy, oczy koloru lapis-lazuli, mleczna skóra, łagodne rysy twarz i uśmiech, którym potrafiłam złamać każdego.
A charakter?
Jestem suką.
Tak, jestem cholerną suką.
Ale to dobrze, bo tacy ludzie w życiu radzą sobie najlepiej.
Rozmyślając o życiu, co zdarzało mi się bardzo często, brałam gorący prysznic. Miło było się w końcu obudzić, bo rano zawsze byłam żywym trupem. W kilka minut znalazłam się już na różowym dywaniku, dokładnie wycierając ciało wielkim ręcznikiem z motywem flagi mojej ojczyzny.
Brytyjska flaga. Brytyjskie serce.
Włosy przeczesałam bardzo szybkimi, zwinnymi ruchami, kilkukrotnie podciągnęłam rzęsy czarną mascarą i już byłam gotowa, a minął zaledwie kwadrans.
Otworzyłam drzwi jak szeroko, aby wypuścić parę, która zgromadziła się w pomieszczeniu, a potem z szerokim uśmiechem na ustach, poklepałam brata po ramieniu i weszłam do pokoju.
Może ten dzień wcale nie będzie taki zły?
***
Przeliczyłam się.Ten dzień był zajebiście okropny, pomyślałam, spoglądając na oblicze dyrektora, który siedział przede mną. Jego mina nie wskazywała, że ma mi do powiedzenia coś dobrego. I wcale się nie pomyliłam.
- Panno Destiny - zaczął, przyglądając się teczce, którą trzymał w dłoniach. - Pani oceny nie spełniają normy dla naszego liceum. Jesteśmy zmuszeni panią wyrzucić ze szkoły. Przykro mi.
Jesteśmy. Zmuszeni. Panią. Wyrzucić. Ze. Szkoły. Przykro. Mi.
Surowy głos dyrektora nie chciał wyjść z mojej głowy, odtwarzając się na nowo i na nowo. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz, a ja sama zacisnęłam wargi, aby nie wykrzyczeć temu kolesiowi przede mną, co myślę o jego normach.
Ojciec mnie zabije, do cholery, przeszło mi przez myśl.
- Przykro mi - powtórzył dyrektor, wyrywając mnie z zamyślenia.
- A mi nie, bo na pewno nie będę mocno ubolewać nad tym, że wywaliliście mnie z katolickiego liceum - odsunęłam krzesło i ruszyłam do wyjścia.
- Panno Destiny…
- Niech pan czasem zajrzy do damskiej toalety - odwróciłam się na chwilę, mówiąc poważnym głosem. - Zdziwi się pan, co tam zobaczy. I to bardzo.
Uśmiechnęłam się serdecznie, po czym wyszłam z gabinetu, kierując się do szafki, z której musiałam zabrać wszystkie swoje rzeczy. Właśnie zadzwonił dzwonek na lekcję, ale ostatnio rzeczą o jakiej marzyłam, to pójście na zajęcia z historii.
Historia to najgorszy przedmiot, naprawdę.
A mój nauczyciel też nie jest lepszy.
Wpakowałam do plecaka wszystko, co tylko znajdowało się w mojej szafce, a potem trzasnęłam nią z głośnym hukiem, aż obrazek spadł z sąsiedniej ściany. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, a drugą ręką mimowolnie dotknęłam krzyża, który wisiał na mojej szyi.
Bóg pomaga mi w trudnych chwilach.
Naprawdę.
Nawet wtedy, gdy w niego nie wierzę.
Szybko wybrałam numer do Chrisa, siadając na murku, przed szkołą. Zbierało się na deszcz, jak zawsze w tym pieprzonym Cardiff, a ja nie miałam zamiaru zmoknąć. Mój brat jakoś nie spieszył się z odebraniem telefonu, a ja z reguły jestem niecierpliwa, więc za jakieś pięć minut rzuciłabym komórką o chodnik.
- Czego? - usłyszałam szorstki głos Chrisa.
- Grzeczniej trochę - wywróciłam oczami.
- O, to ty - wiedziałam, że się uśmiechnął. - Coś się stało? Dlaczego nie jesteś na zajęciach?
- Mogłabym zapytać cię o to samo - odparłam. - Słuchaj, jest sprawa…
- Co tym razem nabroiłaś? - przerwał mi, śmiejąc się głupkowato.
- Zamknij się i daj mi dokończyć - rzuciłam nerwowo.
- Zamieniam się w słuch - powiedział poważnie, ale nadal byłam w stanie znaleźć odrobiny kpiny w jego głosie.
- Wywalili. Mnie. Ze. Szkoły - wyszeptałam.
- Żartujesz sobie, prawda? - Chris naprawdę wydawał się być zdziwiony.
- Jestem kurewsko poważna - zacisnęłam wargi w cienką linijkę.
- Zaraz po ciebie przyjadę - oznajmił i prędko dodał. - Ojciec cię zabije, wiesz o tym?
- Jak cholera - mruknęłam.
~ sookehh
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz